Mariusz Patelski: polsko-niemieckie zmagania o „Środkowy Śląsk” – sprawa przyłączenia powiatu namysłowskiego i sycowskiego do Polski (1919-1922)*

W ciągu XIX w. znaczna część Dolnego Śląska uległa stopniowej germanizacji. Jedynie wschodnie ziemie tego regionu, aż do początków XX w., zachowały polski charakter i, wedle niemieckich spisów ludności, dominował tu język polski. Do takich terenów zaliczano powiat sycowski i namysłowski oraz częściowo brzeski. W powiecie sycowskim, wedle spisu z 1905 r., mieszkało 46 960 osób, z tego język polski deklarowało 20 150, co stanowiło około 43% całej populacji. W powiecie namysłowskim w tym czasie żyło 33 732 mieszkańców, z czego 9 271 osób (27,5 %) deklarowało język polski. Mimo znacznej liczby ludności, która posługiwała się na co dzień językiem polskim w gwarze dolnośląskiej, ruch polski na tym terenie rozwijał się bardzo wolno i, w przeciwieństwie do Górnego Śląska, nie stanowił znaczącej siły społeczno-politycznej.

Ponieważ ludność miejscowa nie posiadała własnej inteligencji, zadanie krzewienia polskości na tym terenie, na przełomie XIX i XX w., spadło na barki duchownych, którzy najczęściej pochodzili z Górnego Śląska, a w czasie studiów teologicznych na Uniwersytecie Wrocławskim przeważnie należeli do jednej z polskich organizacji akademickich. Jednym z pierwszych kapłanów, który rozwinął tu poważaną działalność w duchu polskim był ks. Tomasz Gabriel (1865-1930) z Dobrzenia Wielkiego pod Opolem. W latach 1896-1930 śląski duchowny sprawował opiekę duchową, na tym terenie jako dziekan i proboszcz w Bralinie. Ks. Jan Kudera pisał o powiecie sycowskim, że w chwili, gdy przyszedł tam ks. Gabriel, kraina ta:

(…) pod względem narodowościowym była (…) bardzo zaspana. Przedzielona przez protestancki powiat kluczborski od katolickiego Górnego Śląska była jakoby na siebie samą wskazana. Sąsiedztwo z protestantami i prawie codzienne stykanie się z nimi pracę narodową wielce utrudniały.  Zapomnieli o tej okolicy tzw. działacze. Było tu co prawda kilku polskich księży, był nawet pastor [Jerzy] Badura, którzy chcieli lud z gnuśności zbudzić, ale byli oni oficerami bez wojska, a pastor Badura miał być tym Goliatem, sam miał cały ciężar dźwigać. Nikt z zewnątrz tej okolicy z pomocą nie spieszył. W okręgu kluczborsko-oleskim przynajmniej stawiano nominalną kandydaturę, aby siły swoje policzyć co w rezultacie okazało się bardzo pożytecznem, gdyż już przy trzecich wyborach naliczono około 6000 polskich głosów, tak iż do ściślejszych wyborów między polskim a rządowym kandydatem przyszło. Tymczasem w Sycowskiem ani takiej próby nie zrobiono. Zaoszczędzono sobie co prawda pracę i agitację, ale nie poznano też liczby polskich wyborców. Tak zaniedbana i zaspana była to okolica (Ks. Jan Kudera, Materiały biograficzne do drugiego wydania dzieła „Obrazy Ślązaków wspomnienia godnych” w zbiorach Bibliotek Śląska).

Natomiast Hanys (Jan) Rybark pisał w książce o Bralinie, że W roku 1896 przybył do Bralina ks. Tomasz Gabriel, który nam wszystkim jeszcze w żywej i wdzięcznej pamięci stoi jako gorliwy i pobożny duszpasterz, jako wielki miłośnik ziemi śląskiej, na której żył, kochał i cierpiał, aż znalazł w niej swój ostatni spoczynek (4 kwietnia 1930)”. (H. Rybark, Bralin, Kępno 1936).

 Do pionierów ruchu narodowego polskiego w powiecie sycowskim należał także ks. Michał Przywara (1867-1906) pochodzący z Polskiej Nowej Wsi k. Opola, proboszcz w Książęcej Nowej Wsi (1897-1906). Ks. Przywara zasłynął przede wszystkim jako autor dzieł językoznawczych i ludoznawczych, ale także jako obrońca języka polskiego. Wyrazem tego był m.in. głośny artykuł opublikowany w 1903 r. na łamach „Górnoślazaka”. Śląski duchowny pisał w nim, że rząd w państwie niemieckim:

Prawa Kościoła i familii lekceważy i rozkazuje jak mu się podoba. Polskie dzieci przeciw woli kościelnej mają naukę niem.[ieckiego]. Nie zważa na petycje i protesty ojców polskich. Nie dość na tem, że się przez religię w szkole germanizuje, ale też żąda żeby księża albo germanizowali, albo pozwalali germanizować, (…). Naród jest podobny do człowieka – olbrzyma. Polskiemu narodowi dziś nie wolno  się rozwijać według Bożych prawideł, chcą z niego zrobić kalekę. Na to my jako Polacy nigdy zezwolić nie możemy, obowiązkiem naszym jest bronić tego, co nam dał Pan Bóg, nie zezwolić na to, aby z narodu polskiego stał się kaleką, bo Bóg nie stworzył go takim” (List księdza Polaka o ruchu polsko¬ katolickim na Śląsku, „Górnoślązak” 11 VI 1903).

Ks. Michał Przywara (1867-1906) (źródło: Wikipedia)

W Nowej Wsi Polskiej, niewątpliwie wsparciem dla działań proboszcza była miejscowa rodzina Salomonów, z której wywodził się wybitny polski trapista o. Jacek Salomon (1867-1904). Zarówno ks. Gabriel jak i ks. Przywara należeli w czasach studenckich do Towarzystwa Akademików Górnoślązaków, a później współtworzyli jedną z najważniejszych organizacji polskich na Śląsku, jakim było Polskie Towarzystwa Ludowe dla Katolików Śląska, powstałe 30 lipca 1903 r. w Bytomiu. Zdecydowanym animatorem życia polskiego na tym terenie był także ks. Marcin Pancherz (1867-1941) z Nowego Wiśnicza, k. Gliwic proboszcz w Dziadowej Kłodzie (1900-1920). Co ciekawe, ks. Pancherz został na ten teren przeniesiony za karę, jego usunięcia z Górnego Śląska domagał się bowiem od władz kościelnych nadprezydent Wrocławia  książę Hermann II von Hatzfeldt. W Dziadowej Kłodzie działalność ks. Pancherza wspierała znana rodzina Skotników, z której wywodził się o. Anzelm Skotnik trapista.

Obok wymienionych, zdecydowanie propolską postawę prezentowali duchowni: ks. Leopold Nowak (1877-1929) z Sycowa, proboszcz w Turkowach (1907-1929), ks. Franciszek Bromm (1877-1948) z Zabrza, proboszcz w Nowej Wsi Królewskiej (1915-1948) oraz ks. Wincenty Ruda (1882-1919) z Wójtowej Wsi k. Gliwic, kuratus w parafii Marcinki – Mąkoszyce (1915-1919).

Podobne zaangażowanie wykazywali duchowni pracujący w powiecie namysłowskim. Prawdziwym fenomenem na tym terenie była zwłaszcza parafia Włochy, w której kolejni proboszczowie odegrali istotną rolę w dziejach śląskiego Kościoła i ludu polskiego. Działający w XIX w. ks. Walenty Rimel (1834-1896) z Rudnik k. Raciborza był proboszczem we Włochach w ostatniej dekadzie swego życia (1886-1896). Kapłan ten już w czasie studiów we Wrocławiu był członkiem Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego, a po ukończeniu studiów i przyjęciu święceń kapłańskich pracował w różnych parafiach na Górnym Śląsku. W tym czasie współpracował z Karolem Miarką – redaktorem „Katolika”, a także z bł. Edmundem Bojanowskim oraz posłem polskim z Opola Juliuszem Szmulą. W 1880 r. ks. Rimel, jako jeden z pierwszych polskich duchownych ze Śląska, oświadczył na wiecu we Wrocławiu, że się czuje Polakiem takim, jak ci, co zasiadają w Kole polskim, w Berlinie, i zażądał, żeby posłowie ze Ślązka przez ludność polską wybrani do tegoż Koła polskiego wstępował (Goniec Wielkopolski” 21 X 1880).

Wydany przez ks. Walentego Rimela „Wianek nabożeństw ku czci Najświętszej Maryi Panny” (Góra św. Anny 1894) zbiory Opolskiej Biblioteki Cyfrowej

 

 Po śmierci ks. Rimela parafię objął ks. Paweł Polednia (1860-1939) z Luboszyc k. Opola. Funkcję tę pełnił do 1916 r., kiedy to został przeniesiony do parafii Krzyżowniki, gdzie miał później rozwinąć szeroką działalnością społeczną wśród polskiej ludności. Po ks. Poledni nastał we Włochach ks. Antoni Robota (1864-1928). Kapłan ten, pochodzący ze znanego polskiego rodu z Gostomii k. Prudnika, w końcu I wojny światowej został duchowym przywódcą miejscowej ludności. Bliskim współpracownikiem ks. Roboty, był w tym okresie, co warto podkreślić, prawnik i najwybitniejszy z ówczesnych poetów śląskich – dr Jan Nikodem Jaroń. Pozbawiony przez władze niemieckie możliwości uprawiania zawodu prawnika, w końcu Wielkiej Wojny – zamieszkał na plebanii we Włochach i tu ukończył (w 1917 r.) swe największe dzieło, dramat pt. „Konrad Kędzierzawy”.

 W okresie I wojny światowej i po jej zakończeniu aktywną propolską działalność rozwinęli w powiecie namysłowskim także: ks. Karol Jan Pasternak (1878-1933) z Mysłowic, proboszcz  w Namysłowie (1914-1921), ks. Jan Szymała (1886-1967) z Dobrzenia Wielkiego, wikary w Namysłowie (1918-1919) oraz ks. Ryszard Gawliczek (1879-1934) z Huty Laura, proboszcz parafii w Głuszynie (1917-1934) i późniejszy działacz Związku Polaków w Niemczech.

Obok duchowieństwa katolickiego, niezwykle ważną postacią był Jerzy Badura (1845-1911) z Drogomyśla na Śląsku Cieszyńskim,  pastor ewangelicki w Międzyborzu (1883-1911) w powiecie sycowskim. Działalność, ostatniego na tym terenie, polskiego pastora wspierana była przez prawnika z Kalisza – Alfonsa Parczewskiego (1849-1933). Efektem tej współpracy było powstanie czasopisma „Nowiny Szląskie” przeznaczonego dla polskiej ludności ewangelickiej, które wychodziło w latach 1884-1891. Po śmierci pastora Badury, działalność wśród polskich ewangelików kontynuował jego syn Karol oraz córka Bronisława (1878-1944) wraz z mężem Franciszkiem Przykutą.

„Nowiny Śląskie” wydawane przez pastora Badurę we współpracy z Alfonsem Parczewskim (źródło: Polona).

 

Powiat sycowski i namysłowski w pracach naukowych Alfonsa Parczewskiego i Kazimierza Nitscha

 

Granica językowa polsko-niemiecka na Dolnym Śląsku, od końca XIX w., była też obiektem zainteresowania polskich naukowców. Wspomniany już Alfons Parczewski – Dokonując analizy zachodnich terenów przygranicznych pod kątem ich historycznego znaczenia dla Polski przypomniał m.in. o istotnej roli Śląska w dziejach polskiego protestantyzmu, szczególnie zaś o zasługach ludności okolic Międzyborza, Wołczyna, Namysłowa, Byczyny i Kluczborka dla rozwoju literatury religijnej w języku polskim w okresie od XVI do XVIII w. Ostro polemizował z fałszywymi ustaleniami granicy językowej dokonanymi przez Niemców, akcentując przy każdej okazji, iż wynarodowienie Śląska było wyłącznie skutkiem intensywnej polityki germanizacyjnej. (A. Wolf-Powęska, Alfons Parczewski (1849 – 1933) – w obronie polskości Ziem Zachodnich i Północnych, „Przegląd Zachodni” 1985, nr 1)

Alfons Parczewski (1849-1933), (źródło: NAC).

W 1900 r. Parczewski przedstawił na III Zjeździe Historyków Polskich (4-6 czerwca 1900 r.) referat pt. O zbadaniu granic i liczby ludności polskiej na kresach. Jego wystąpienie spotkał się wielkim zainteresowaniem, o czym mogą świadczyć fragmenty przedrukowywane w różnych tytułach prasowych, a następnie wydany jako osobna publikacja – w postaci dodatku do „Dziennika Poznańskiego”. W pracy tej napisał:

 Jeszcze na początku XIX stulecia, polszczyzna podchodziła pod mury Wrocławia i Oławy; dzisiaj linia graniczna idzie przez Namysłów, okrąża wprawdzie od strony zachodniej Syców, ale nie dochodzi już do wschodnich rogatek Brzegu. Badanie stosunków językowych jest tu bardzo utrudnionem a język kościelny nie może być miarodajnym pod tym względem, ile że konsystorz ewangelicki w Wrocławiu, stara się systematycznie usuwać nabożeństwa polskie. Nie można również polegać na statystyce urzędowej (A. Parczewski,  O zbadaniu granic i liczby ludności polskiej na kresach, Poznań 1900).

Na początku XX w. szczegółowe badania nad dialektami śląskimi podjął krakowski uczony – dr Kazimierz Nitsch. Impulsem dla podjęcia tej tematyki była propozycja rosyjskich uczonych napisania hasła o dialektach polskich do petersburskiej słowiańskiej encyklopedii językoznawczej. W kwietniu 1906 r. Nitsch udał się na Śląsk, gdzie zbierał materiały do pracy m.in. w: Oleśnie, Zdziechowicach, Krzyżańcowicach, Gorzowie, Browińcu, Krzywiźnie, Kluczborku, Chocianowicach, Kuniowie, Łowkowicach, Domaszowicach, Kostowie Siemianicach, Kępnie, Bralinie, Taborze Wielkim, Książęcej Nowej Wsi, Dziadowej Kłodzie, Namysłowie, Biestrzykowicach, Opolu, Kłodnicy, Reńskiej Wsi, Łężcach, Raciborzu, Górzycach, Rogowach, Boguminie, Kraszowie. Do wsi tych docierał wszędzie osobiście, pieszo lub na rowerze. Wyjątkiem były okolice Niemodlina, materiał dotyczący tej ziemi dostał od ks. Michała Przywary.  Uczony, o badaniach prowadzonych na tym terenie i trudnej sytuacji miejscowej ludności, napisał po latach:

Gorzej było na północy, w Oleskiem, Kluczborskiem, Sycowskiem, gdzie spędziłem pierwszą połowę kwietnia [1906 r.]: tam trafiałem na księży, wystraszonych zjawieniem się kogoś z Krakowa, ale i tam byłem uprzejmie witanym gościem ks. Gabriela, ks. Panchyrza, zwłaszcza zaś ks. Michała Przywary w Książęcej Nowej Wsi. W innym miejscu wspomnień dodawał: „Te północno-zachodnie kresy śląskie – to jedyne przykre wspomnienia z półtoramiesięcznej włóczęgi. Niemczyli się tam nie tylko ewangelicy pod »religijnym« naporem pastorów – jedyny między nimi wtedy Polak (o dawniejszych pisałem w »Języku Polskim«) Badura, dogorywający, bez władzy duszpasterskiej, w Międzyborzu, pochodził z Cieszyńskiego – ale także i katolicy mimo dzielności pracujących koło polskości jednostek, jak ks. Przywara czy ks. Panchyrz (K. Nitsch, Ze wspomnień językoznawcy, Kraków 1960).

Na podstawie przeprowadzonych badań krakowski uczony ustalił zachodnią granicę polszczyzny na Dolnym Śląsku (polsko-niemiecką granicę językową), które wedle niego przebiegała wówczas przez miejscowości: Kotowskie, Ose, Mnichowice, Książęca Nowa Wieś, Dziadowa Kłoda, Trębaczów (w powiecie sycowskim), Drożki, Głuszyna, Strzelce, Biestrzykowice (w powiecie namysłowskim). Wyniki tych badań zostały opublikowane już w 1909 r. w pracy „Dialekty polskie Śląska”. W 1915 r. Nitsch, osobny artykuł poświecony dialektom śląskim, opracował do zbiorowej publikacji poświęconej dziejom języka polskiego.

Mapa narzeczy polskich ułożona na podstawie Kazimierza Nitscha „Mapy narzeczy polskich z objaśnieniami”, Kraków 1919, (źródło: Biblioteka Narodowa).

 

Sprawa przyłączenia powiatów sycowskiego i namysłowskiego do Polski po zakończeniu I wojny światowej

Wraz z wybuchem I wojny światowej rozpadł się dotychczasowy porządek europejski i na nowo pojawiła się kwestia odbudowy niepodległego państwa polskiego. Wśród wielu kwestii z tym związanych, najtrudniejszą była sprawa określenia granic przyszłej Polski,  w tym granicy polsko-niemieckiej na Śląsku. Problemem tym zajmowali się polscy politycy i eksperci związani najpierw z Komitetem Narodowym Polskim, a następnie Delegacją Polską na Konferencję Pokojową Paryżu, na czele z Romanem Dmowskim oraz Ignacym Janem Paderewskim.

Problem przyłączenia powiatu namysłowskiego i sycowskiego do Polski po raz pierwszy, najprawdopodobniej,  pojawił się w oficjalnych dokumentach dyplomatycznych 11 stycznia 1917 r., w memoriale Ignacego Jana Paderewskiego skierowanym do prezydenta USA Woodrowa Wilsona. Paderewski zawarł w tym dokumencie kompleksowy program odbudowy Polski. Określając granice przyszłej Polski, napisał, m.in.: (…) the districts of Sycow and Namyslowice contain still considerable Polish population… (Archiwum polityczne Ignacego Paderewskiego, t. I, Wrocław 1973). Dokument ten, zapewne nie jedyny,  miały wpływ na orędzie prezydenta Wilsona do Senatu, z 22 stycznia 1917 r., w którym zawarta była m.in. teza o konieczności odbudowy niepodległej Polski jako warunku przyszłego pokoju.

Ignacy Jan Paderewski (1860-1941), (źródło: NAC)

18 stycznia 1919 r. w Wersalu pod Paryżem rozpoczęła się konferencja pokojowa, celem której było, m.in. przebieg granic w Europie. W tym czasie problem Śląska był wielokrotnie dyskutowany.  28 lutego 1919 r. Delegacja Polska przesłała przewodniczącemu Komisji Terytorialnej Julesowi Cambonowi notę, zredagowaną przez Romana Dmowskiego (wyznaczające tzw. „linię Dmowskiego”), w której określono postulaty terytorialne dotyczące zachodniej granicy Polski. W odniesieniu do terenów Śląska napisano w niej m.in.:

Śląsk Górny jest najznaczniejszym z krajów, które nie wchodziły do Państwa Polskiego w 1772 roku, a którego przyłączenia teraz Polska żąda. Śląsk należał do Polski od początku jej istnienia do XIV wieku, w którym jego książęta z polskiego domu Piastów uznali zwierzchnictwo króla czeskiego, a później cesarstwa niemieckiego. Od XIV wieku Śląsk ulegał stopniowej germanizacji, której oprzeć się potrafiły tylko Księstwo Cieszyńskie, Śląsk Górny (Regencja Opolska) i kilka powiatów Śląska Średniego (Regencja Wrocławska). (…) Część Śląska Pruskiego, którą Polska rewindykuje, zawiera Regencję Opolską, z wyjątkiem powiatów Nisskiego-Grotkowskiego, części Niemodlińskiego, Prudnickiego, dalej powiaty Namysłowski i Sycowski, oraz część powiatu Milickiego regencji Wrocławskiej. Terytorium to obejmuje 12000 km kwadratowych i 2100000 mieszkańców (1910), z których według oficjalnej statystyki pruskiej 67% stanowią Polacy. W rzeczywistości procent Polaków jest o wiele większy; w części środkowej i wschodniej tego terytorium dosięga 90%. (R. Dmowski, Polityka polska i odbudowanie państwa, t. 2, Warszawa 1988).

Jak należy się domyślać, przy określaniu polskich postulatów terytorialnych, Delegacja Polska korzystała z materiałów dotyczących polskości powiatów namysłowskiego i sycowskiego, które opracowane zostały m.in. przez Alfonsa Parczewskiego i prof. Kazimierza Nitscha. Prof. Parczewski, na potrzeby Biura Prac Kongresowych, sporządził też specjalny referat poświęcony temu zagadnieniu, w którym napisał:

 Powiaty Namysłowski (Namslau) i Sycowski (Gr.Wartenberg) w całości powinny być przywrócone do Polski. W obu powiatach obok ewangelików mieszka także znaczna ilość katolików. W obu powiatach są też polskie dominja i dwory np. Osin (Wossen) pod Międzyborzem. O Sycowskim powiecie mam niewątpliwe wiadomości z ostatnich lat, że ludność polska powiększyła się w tych stronach. Osiedliło się sporo Polaków z Poznańskiego. We wszystkich zborach ewangelickich tych powiatów, prócz Twardogóry (Festenberg), gdzie już dawniej wygnano polski język z kościoła, niedawno jeszcze były polskie kazania, tem więcej w katolickich parafjach. Jeżeli w pojedynczych miejscowościach skasowano język polski w kościele w bardzo nieodległym czasie, np. w Sycowskim w Goścu (Goschiltz) to stało się to z krzywdą ludności polskiej miejscowej. W ogóle, w obu powiatach Namysłowskim i Sycowskim jest tak dużo polskiego życia, iż nie możliwe jest zostawić je pod panowaniem pruskiem. W Namysłowskim, Głuszyna (Glausche) i Drożki (Droschkau), w których byłem osobiście, miały charakter taki sam, jak wsie polskie, w Poznańskiem. Podobnież, znana mi z niedawnej przedwojni bytności wieś katolicka Cieszyn (Tscheschen) na zachód od Międzyborza jest przeważnie polską. Dużo Polaków jest w Stradomiach (Stradam) i wszystkich pogranicznych na zachodzie wsiach powiatu Sycowskiego. Tylko ten, kto nigdy nie był w okolicy Międzyborza, może ignorować jej Polski charakter. (A. Parczewski, W sprawie zachodnich granic Polski, cz. I. Polacy na Śląsku Średnim, „Przegląd Dyplomatyczny” 15 V 1919, nr 8).

Równie wielką aktywnością wykazał się w tym okresie prof. Nitsch, który osobiście przebywał wówczas w Paryżu jako ekspert Polskiej Delegacji. Uczony, oprócz kwestii dotyczących Śląska Środkowego, zajmował się tam także sprawą przynależności państwowej innych regionów, m.in.: Spisza i Orawy oraz Chełmszczyzny i Suwalszczyzny. Swoje ówczesne dociekania naukowe, dotyczące Śląska, zawarł w pracy „Granice państwa a granice języka polskiego. Cz. III, Granica polsko – niemiecka na Śląsku”, opublikowanej na łamach czasopisma „Język Polski” z 1922 r.

Delegaci z powiatu namysłowskiego i sycowskiego na Sejm Dzielnicowy w Poznaniu oraz represje władz niemieckich

Równolegle z pertraktacjami na forum międzynarodowym, trwały działania miejscowych Ślązaków na rzecz przyłączenia obu dolnośląskich powiatów do Polski. W grudniu 1918 r. w poszczególnych miejscowościach odbyły się wiece na których wybrano delegatów miejscowej ludności na Sejm Dzielnicowy w Poznaniu. Powiat Sycowski mieli reprezentować: Branicki z Rypina-Ligoty, Edward Dyrbach z Bralina, Władysław Szułczyński z Bralina,  Franciszek Hazulski z Mąkoszyc, Jan Maciejewski z Pasowychgór, Stefan Muller z Dziadowej Kłody, Józef Skotnik z Dziadowej Kłody, Jan Noskowicz z Międzyborza,  Bronisława Przykutowa z Międzyborza,  Ratajczak z Honig (Chojnik) oraz Józef Stenzel z Morawsi. Na delegatów z powiatu namysłowskiego wybrano natomiast: Jana Cegłę ze wsi Droszki (Dróżki), Roberta Feję (Głuszyna), Franciszka Kukloka (Włochy) oraz ks. wikarego Feliksa Ździebłę (1888-1927, Włochy).

Sejm obradował od 3 do 5 grudnia 1918 r. W toku obrad wybrano Naczelną Radę Ludową, w skład której powołano z tego terenu, m.in. gospodarza Jana Noskowicza z Międzyborza oraz Bronisławę Przykutową – jako reprezentantkę polskich ewangelików ze Śląska. W trakcie obrad, trwających  od 3 do 5 grudnia 1918 r., zebrani delegaci wystąpili z żądaniem utworzenia wolnej, niepodległej i zjednoczonej Polski z dostępem do morza. Z uwagi na ówczesną sytuację polityczną oraz militarną przewagę Niemców, nie żądano oderwania ziem zaboru pruskiego lub innych ziem od Niemiec, ale wezwano przedstawicieli Ententy do uwzględnienia polskich postulatów w traktacie pokojowym.

Bronisława Przykutowa (1878-1944), (źródło: „Dziennik Białostocki” 1936).

 

Dla obecnych w Poznaniu Ślązaków istotną wskazówką, a także  wezwaniem do działania, była mowa pożegnalna Wojciecha Korfantego, który oświadczył:

Wszyscy posłowie, którzy jadą do domu, pokrzepieni na duchu, tu ujrzawszy tę ojczyznę rodzącą się, ujrzawszy to państwo polskie, budujące się, niech wszyscy w dzielnicach swoich zdobywają to państwo polskie, i niech tego ducha, którym napełnione są ich serca, udzielają wszystkim swoim braciom. Niech będą apostołami idei państwowej, niech zdobywają państwo polskie! Następne tygodnie wyzyskujcie według możności sił, ażeby idee państwowości polskiej i tej naszej ojczyzny rozkrzewić wszędzie, w każdym zakątku, żeby wszystkich śpiących obudzić, żeby w krótkim czasie naprawdę powstała tak wielka niepodległa, zjednoczona Polska z wolnym dostępem do morza!!! (Dziennik Polskiego Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, w grudniu 1918).

Powrót do domu nie dla wszystkich oznaczał jednak możliwość dalszego bezpiecznego działania na rzecz odbudowy niepodległej Polski. Bronisława Przykutowa, wkrótce po przyjeździe do Międzyborza (2 stycznia 1919 r.), została wraz z mężem Franciszkiem aresztowana i, w obstawie 4 żołnierzy niemieckich, odstawiona do więzienia w Oleśnicy. Nakaz aresztowania wydała miejscowa niemiecka Rada Ludowa (Volksrat), która zarzuciła małżeństwu szpiegostwo i „wyrzucanie kul świetlnych” w celu porozumienia się z Wojskiem Polskim. Niemiecka prokuratura w Oleśnicy nie uzyskała jednak od międzyborskiego Volksratu dowodów winy aresztowanych i nakazała wypuszczenie Przykutów na wolność. Po powrocie do Międzyborza małżeństwo krótko cieszyło się spokojem. Już w końcu stycznia 1919 r. międzyborska Rada Ludowa oraz przedstawiciele Grenzschutzu nakazali Bronisławie i Franciszkowi oraz mieszkającej z nimi Wandzie Badurowej opuszczenie miasta. Rodzina miała opuścić miejscowość w przeciągu trzech godzin.  Wygnanie, co podkreślano w prasie, odbyło się z pogwałceniem prawa do własności. Niemiecka władza nie dała wypędzonym gwarancji opieki nad opuszczonym mieniem ruchomym i nieruchomym. Wygnańców odprowadzono do Zuszni, na pograniczu Śląska i Wielkopolski, skąd pieszo udali się do Odolanowa. Tam, po wyjaśnieniu sytuacji, polska Rada Ludowa obłożyła aresztem, tytułem retorsji, majątek lokalnego niemieckiego starosty, do czasu wyjaśnienia sprawy majątku Przykutów.

Równocześnie w obu powiatach rozpoczęła się nagonka prasowa oraz szykany skierowane przeciwko polskim działaczom, a zwłaszcza duchownym. Represjom został poddany ks. Antoni Robota – proboszcz z Włoch, który został zatrzymany przez żołnierzy niemieckich, z rozkazu landrata namysłowskiego, już w nocy z 27 na 28 listopada 1918 r. i wywieziony do więzienia we Wrocławiu.  Bezpośrednim powodem aresztowania ks. Roboty był fakt zwołania przez niego, 24 listopada 1918, wiecu polskiej ludności wsi.

Wedle relacji ks. Roboty, dla redakcji „Gazety Opolskiej”, przebieg zdarzeń był następujący:

Gdy na całym Śląsku jeden wiec po drugim się odbywa, na których ludzie polscy z wielką radością światu dają znać, że są Polakami i chcą do Polski nowo zmartwychwstającej należeć, trzeba było i tutaj coś zrobić i wiec zwołać. Naturalnie nie mogliśmy tysięcy uczestników się spodziewać, ale jednak musi się każdy, kto wie, jakie spustoszenia tu na tym ludzie, opuszczonym od wszystkich, germanizacya przez szkoły i Kościół długie lata prowadzona z całą bezwzględnością wyrządziła, zadziwić, gdy usłyszy, że dużo ludzi, kobiet i mężczyzn, zebrało się na sali, która byłą całkowicie zapełniona. Ludzie z największą uwagą przysłuchiwali się mowie ks. prob. Roboty z Włoch, i przyklaskiwali gorąco jego wywodom, w których przedstawiał krzywdy przez różnych rektorów i inspektorów szkolnych wyrządzane. Wszyscy przyobiecali, że odtąd się już nie będą wstydzili swojej mowy ojczystej. Gorąco przyklasnęli wszyscy, gdy jeden z rolników zawołał: Niech żyje Polska wolna zjednoczona! Ponieważ nie znają ludzie tu pieśni narodowych, śpiewaliśmy: »Kto się w opiekę« i »Serdeczna Matko«. Potem wybraliśmy jednego delegata na sejm do Poznania. Działo się to w niedzielę 24-go listopada, a 26-go listopada o 5-ej rano 10 wojaków przyjechało z namysłowskiego »Soldatenratu« i mimo protestu przymusili ks. Robotę, aby wstał z łóżka, poczem dwóch odprowadziło go na kolej do Wrocławia. O godz. 10.1/2 przyjechaliśmy do tego miasta, gdzie miałem być sądzony. Tutejsi hakatyści już się cieszyli, że mnie zastrzelą. We Wrocławiu udaliśmy się do »Generalkommando«, i tu mnie stawili przed tych dwóch najwyższych »Soldaten – albo Arbeiterratów«. Przez 10 lub 15 minut najwyżej rozmawialiśmy ze sobą. O godzinie 10.3/4  wypowiedział jeden z tych dwóch, że jestem wolny. O 5-ej po południu już byłem w domu, gdzie liczni zebrani ludzie ze wsi z radością swojego duszpasterza witali, jak rano ze łzami go żegnali. („Górnoślązak” 6 XII 1918).

 

Redakcja „Nowin” dodatkowo informowała, że ks. Robota:

 Korzystając ze swobód republiki, wyłożył zebranym na wiecu w dłuższej przemowie nowo wytworzony stan polityczny i znaczenie programu Wilsona, podług którego i część powiatu namysłowskiego musi przypaść do Polski, przeprowadził wybór delegata [Franciszka] Kukloka na sejm dzielnicowy w Poznaniu i zorganizował gminną Radę chłopską dla kontroli organów komunalnych przy odstawie bydła i żywności. W końcu wiecownicy wznieśli z zapałem okrzyk: Niech żyje Polska! Wiec odbył się w wzorowym porządku i bez jakichkolwiek zaburzeń lub protestów. (Justus, Pruska sprawiedliwość, „Nowiny” 23 IV 1919).

Dawny kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Włochach zniszczony w pożarze z 1927 r. („Świat Katolicki” 21 IV 1929).

Centralna Rada Żołnierska we Wrocławiu nakazała niebawem zwolnienie polskiego proboszcza z więzienia, a jego uwolnieni było m.in. efektem interwencji posła – ks. Pawła Pośpiecha. Wkrótce potem, przeciwko ks. Robocie, wszczęto jednak proces sądowy i w kwietniu 1919 r. został on skazany, przez sąd w Oleśnicy, na 3 miesiące więzienia. Karę tę, jak można się domyślać, czasowo jednak zawieszono.

Nieco później doszło do tragicznych zdarzeń, których ofiarą padł ks. Wincenty Ruda z Marcinek. 15 stycznia 1919 r. ksiądz kuratus, znany z propolskich poglądów, został uprowadzony przez oddział niemieckiego Grenzschutzu. Podejrzanego, o rzekome szpiegostwo, księdza zamierzano przesłuchać w pobliskich Mąkoszycach. Do miejscowości tej ks. Ruda jednak nie dotarł, został wyprowadzony do pobliskiego lasu i tam zastrzelony. W 1921 r., przed sądem w Oleśnicy, odbył się proces oskarżonych o tę zbrodnię członków Grenzschutzu: introligatora Lohmanna z Prus Wschodnich oraz gospodarza Nieblinga z Bielefeld. 11 kwietnia wspomniani zostali jednak uniewinnieni, niemieccy sędziowie uwierzyli bowiem oskarżonym, iż ks. Ruda został zastrzelony podczas próby ucieczki.

Notatka prasowa zamieszczona opolskich „Nowinach” w sprawie śmierci ks. Wincentego Rudy („Nowiny” 14 X 1919).

Kolejnym szykanowanym księdzem był proboszcz Marcin Pancherz z Dziadowej Kłody, którego aresztowano 17 stycznia 1919 r. W obawie o własne życie, w chwili zatrzymania, duchowny poprosił o towarzyszenie mu w drodze do więzienia kapelana z Sycowa, który przebywał wówczas w Dziadowej Kłodzie. Ks. Pancherza przez siedem następnych tygodni przetrzymywano w areszcie sądowym w Oleśnicy, a z więzienia wyszedł dopiero na początku marca 1919 r.

Delegaci ze Środkowego (Średniego) Śląska w Paryżu – traktat wersalski

Równolegle z działaniami polskich działaczy z Dolnego Śląska zabiegającymi o przyłączenie ich ziem do Polski, trwały obrady, rozpoczętej w styczniu 1919 r., konferencji pokojowej w Paryżu. W celu wzmocnienia polskich postulatów, do stolicy Francji przybywali delegaci z ziem, których mieszkańcy starali się dołączyć do państwa polskiego. Do Paryża udała się także delegacja z powiatu sycowskiego, w składzie której znaleźli się: Kazimierz Badura oraz Bronisława i Franciszk Przykutowie. Wedle innych źródeł na konferencję paryską pojechali także przedstawiciele powiatu namysłowskiego: Józef Nowak z Buczku Wielkiego oraz Seweryn Szulc (1868-1939) – ziemianin z Drożek. Delegacja z sycowskiego przywiozła do Paryża wydane po polsku modlitewniki i kancjonały międzyborskie oraz wiele innych publikacji, świadczące o polskich tych stron.

Zabrany do Paryża, przez sycowską delegację, „Kancyonał brzeski” zwany też „Kancyonałem międzyborskim”, z przedmową ks. pastora Roberta Fiedlera, (Międzybórz 8 III 1859) (źródło Opolska Biblioteka Cyfrowa).

Ponadto zięć pastora Jerzego Badury – Franciszek Przykuta przedstawił memoriał, w którym dowodził, że lud mieszkający w powiatach sycowskim i namysłowskim posługuje się polską mową, etnicznie przedstawia ten sam „typ polski, co w Poznańskiem i na Górnym Śląsku, i to nie tylko w mowie, ale i w sposobie myślenia, w zwyczajach, obyczajach, pieśniach ludowych” (Ludność Polska na Dolnym Śląsku w latach 1918-1939, oprac. M. Orzechowski, Wrocław 1959).

Fragment mapy, jaką dołączono do memoriału delegacji sycowskiej dla Ignacego Paderewskiego, (Źródło: AAN).

Sekretarz generalny Delegacji Polskiej na Konferencję Pokojową w Paryżu – Stanisław Kozicki, napisał w swych wspomnieniach o przedstawicielach Śląska Środkowego:

Do tej ostatniej Delegacji należeli pp. Fr.[anciszek] Przykuta, Bronisława Przykucina i K.[Krzysztof] Badura. Linja graniczna była już wykreślona, na razie więc zabiegi tych Delegacji pozostały bez skutku; wszelako należy to stwierdzić, że przyjazd przedstawicieli Śląska Średniego i złożenie przez nich odpowiednich memoriałów przyczyniło się niewątpliwie do tego, że wprowadzenie zmian w linji granicznej po 7 maja części powiatów Sycowskiego i Namysłowskiego przypadły Polsce. (S. Kozicki, Sprawa granic Polski na konferencji pokojowej w Paryżu, Warszawa 1921).

Po powrocie do kraju Franciszek Przykuta wraz z żoną Bronisławą opracował kolejny memoriał dotyczący polskości powiatów namysłowskiego oraz sycowskiego, znacznie obszerniejszy, w którym zawarto szczegółowe dane statystyczne z tego terenu.  Dokument ten w maju 1919 r. został przedstawiony premierowi Ignacemu Paderewskiemu. Kilka dni później premier RP, kwestię przyłączenia obu powiatów do Polski poruszył w polskim parlamencie mówiąc:

Przyjąwszy zasady etnograficzne narodowościowych większości, jako rozstrzygające wszystkie terytorialne zagadnienia i wątpliwości, Najwyższa Rada konferencji pokojowej starała się najsprawiedliwiej i najsumienniej przystosować te zasady i do naszych ziem polskich i z tego wynikły tak znaczne dla nas na zachodzie korzyści. Atoli nie wszystko wypadło ściśle w myśl tej zasady. I tak na przykład: Ludności naszej polskiej w powiatach Sycowskim i Namysłowskim, oraz w niektórych gminach w Wielkiem Księstwie Poznańskiem stała się wyraźna krzywda. Ale cóż zrobić? Dzieła ludzkie nawet najlepsze i najsprawiedliwsze nie mogą być doskonałe. Zresztą zapewnić Wysoki Sejm mogę, że delegacja pokojowa polska o Syców i jego okręg, jako też i o okręg Namysłowski usilnie dopominać się będzie (Sprawozdanie stenograficzne z 40 posiedzenia Sejmu Ustawodawczego z dnia 22 maja 1919 r.).

Ostatecznie o przynależności tych ziem zadecydowały warunki traktatu wersalskiego podpisanego 28 czerwca 1919 r. przez delegację Niemiec. W dokumencie tym określono m.in. granicę polsko-niemiecką na odcinku powiatu sycowskiego i namysłowskiego, a jej przebieg miał być następujący:

Począwszy od punktu, powyżej oznaczonego, aż do punktu, który zostanie wyznaczony na terenie mniej więcej o dwa kilometry na wschód od Woskowic Małych (Lorzendorf) granica taka, jaka będzie wyznaczona w myśl artykułu 88 niniejszego traktatu; Stąd ku północy i aż do punktu, gdzie granica administracyjna Poznańskiego przecina rzekę Baryczę (Bartsch): linia, która dzieli terytorium w ten sposób, że pozostawia po stronie polskiej miejscowości: Skoryszów (Skorischin), Rychtal (Reichtal), Trąbaczów (Trembatschau), Dziadowa Kłoda (Kunzendorf), Slizów (Schleise), Wielkie Koźle (Gross Kosel), Pisarzewice (Schreibersdorf), Rypin (Rippin), Niwka (Filrstlich Niefken), Pawłów (Pawelau), Ciesznia (Tschetechen), Możdżanów (Modzenowe), Bogdaj – a po stronie niemieckiej miejscowości: Woskowice Małe (Lorzendorf), Kowalowice (Kaulwitz), Głuszyna (Glausche), Dalborowice (Dalbersdorf), Rusewitz, Stradam (Stradom), Syców(Gross Wartenberg). Kraszów (Kraschen), Międzybórz (Neu Mittelwalde). Domasławice (Domaslawitz), Wedelsdorf, Tschetschen Hammer; stąd ku północnemu zachodowi granica administracyjna Poznańskiego aż do punktu, który dzieli linię kolejową Rawicz – Wąsocz (Rawitsch – Herrnstadt) (Wersalski traktat pokojowy z Niemcami. Postanowienia dotyczące Polski. Część 2, [b.m.] 1919).

Traktat z Niemcami ratyfikowano 10 stycznia 1920 r. w Paryżu i z tą datą wszedł on w życie. Do Polski przyłączono, z powiatu namysłowskiego i sycowskiego, obszar 268 km z 80 do 90 wsiami oraz z 16 000 ludności. Określona w traktacie linia graniczna, w następnych miesiącach, podlegała niewielkim, z punktu widzenia władz państwowych, ale tragicznym w skutkach dla ludności poszczególnych miejscowości, zmianom. 17 lipca 1920 r. Dziadowa Kłoda wraz z sąsiednią wsią Ślizów zostały zwrócone Niemcom, którym zależało na utrzymaniu linii kolejowej Namysłów – Syców. W zamian strona polska uzyskała strategicznie ważne tereny przygraniczne na Pomorzu, leżące nad rzeką Piaśnicą, lewym brzegu Jeziora Żarnowieckiego oraz wieś Nadole. Zmiana ta wywołała wielki entuzjazm wśród niemieckich mieszkańców wsi, natomiast Polacy przyjęli ją jako tragedię. W wyniku tej wymiany z Dziadowej Kłody musiał uciekać, narażony na niemieckie szykany, ks. Pancherz, którego potajemnie wywiózł z wioski Piotr Skotnik. Ks. Pancherz w następny latach był kolejno proboszczem w Grębaninie i Myjomicach.

Ujście rzeki Piaśnicy i Jez. Żarnowieckie – tereny uzyskane przez Polskę w zamian za Dziadową Kłodę i Ślizów w powiecie sycowskim (źródło: Polona)

Komisja delimitacyjna – gen. Charles Dupont i Aleksander Szembek

Do wytyczenia nowej granicy polsko-niemieckiej powołano specjalną komisję, na czele której stał gen. Charles Dupont. W skład podkomisji południowej, która miała ustalić przebieg granicy w powiatach sycowskim i namysłowskim, weszli natomiast: włoski pułkownik Valvassori, francuski pułkownik Tixier, angielski major Gree, japoński kapitan Itsche. Stronę polską w podkomisji reprezentował – Aleksander hr. Szembek (1886-1928), natomiast niemiecką –  Clemens von Podewils-Dürniz (1850-1922).

Przewodniczący Komisji Delimitacyjnej gen. Charles Dupont (1863 – 1935), (źródło: NAC)

Niemiecki starosta sycowski Deflev von Reinersdorff Paczensky und Tenczin napisał o przedstawicielu Niemiec, bawarskim oficerze sztabu hr. Podewilsie że był słabo przygotowany do tej misji i nie znał miejscowych warunków. W opinii historyków znacznie lepiej przygotowany był do tej roli reprezentant Polski – Aleksander hr. Szembek, który pochodził z Siemianic k. Kępna i był zorientowany w miejscowych warunkach. Hr. Szembek studiował wcześniej na Zachodzie, był delegatem do Sejmu Dzielnicowego w Poznaniu, a także kierownikiem resortu rolnictwa Naczelnej Radzie Ludowej (1919). Biegle władał językiem niemieckim i francuskim, a na dodatek przyjaźnił się  z gen. Dupontem.

Aleksander hr. Szembek (1886-1928), (źródło: NAC).

Wiadomość o pracach komisji delimitacyjnej podano w prasie polskiej już w lutym 1920 r. Poinformowano wówczas, że komisja wydała odezwę, w której wzywa mieszkańców pogranicza, by przez swoich wójtów lub osobne komisje składali swe życzenia. Zaznaczano jednocześnie, że zmiany są możliwe, jeśli przynależność państwowa jest wątpliwa lub jeśli granica przecina obszar gminy na dwie części. Wzywano jednocześnie, aby lud polski nie czekał na interwencje swych wójtów, którzy jeszcze dotąd wpływów niemieckich nie otrząsnęli; mieszkańcy polscy powinni odnośne graniczne życzenia przez swe delegacye sami przedstawić. („Górnoślązak” 24 II 1920)

 

Działacze niepodległościowi z Bralina i Namysłowa

Red. Jan Lissowski i Hanys Rybark („Powstaniec” 1938)

W Bralinie do współpracowników ks. Gabriela należeli miejscowi Polacy, m.in.: Jan (Hanys) Rybark (1884-1939) rolnik i pisarz ludowy oraz autor korespondencji dla opolskich „Nowin Codziennych”, a także Benedykt Jański (1873-1947) mistrz kołodziejski z Bralina, zwanym „polskim królem”. Z czasem powstała organizacja w składzie Jan Pastusiak (1878-?) z Mnichowic, Józef Górecki i Edward Dirbach (Dyrbach 1874-?), która z pomocą ks. Gabriela, a także ks. Wincentego Nowickiego (1871-1953), proboszcza w Słupii k. Kępna, prowadziła propolską agitację na tym terenie. Górecki pisał po latach o ówczesnej działalności na rzecz przyłączenia tej ziemi do Polski oraz o wyjeździe delegacji bralińskiej, najprawdopodobniej w 1919 r., do władz sojuszniczych w Bytomiu:

(…) wziąłem się tedy do agitacji na rzecz Polski wraz z kolegami za pośrednictwem ks. Nowickiego i ks. Gabryela, dziekana w Bralinie, występując na wiecach publicznie, a później tajnie zbierając niespostrzeżenie przed niemieckiem wojskiem, grenzschutzem podpisy okolicznej ludności polskiej na specjalnie do tego przygotowanych formularzach (…). Po długiej i mozolnej pracy zdobyliśmy tysiące podpisów, które z narażeniem życia dostarczyliśmy osobiście… (…) nazbieraliśmy wówczas 2/3 podpisów z pow. niemieckich: namysłowskiego i sycowskiego, obecnie kępińskiego, które to pow. niemieckie częściowo przypadły za naszą działalność do Polski. Wypełnione formularze podpisami wraz z kolegami zawiozłem (koleją) do Międzynarodowej Komisji Koalicyjnej i Naczelnej Rady Ludowej w Bytomiu, a tam dziękowano nam za dostarczenie tyle tysięcy i setek podpisów i upewniono nas, że te miejscowości skąd pochodzą podpisy przypadną macierzy polskiej. W Bytomiu panował wówczas stan oblężenia i z trudem wydostaliśmy się z powrotem do Polski  (Cyt. za: T. K. Górecki, „Delegacja Śląska”. Mieszkańcy powiatu kępińskiego w walce o granice polskiego Śląska, cz. 1, „Życie Gminy Bralin” 2019, nr 5-6)

W 1920 r. do władz koalicyjnych została wysłana kolejna delegacja z tego terenu w składzie Benedykt Jański Józef Nowak z Buczku Wielkiego, która udała się do Wodzisławia Śląskiego. Tam wymienieni mieli zostać przyjęci przez samego przewodniczącego Międzysojuszniczej Komisji, gen. Henry’ego Le Ronda. Najprawdopodobniej zawieziono wówczas specjalny memoriał dotyczący polskości powiatu sycowskiego, sporządzony przez ks. Gabriela, Rybarka i Jańskiego, który złożono na ręce władz alianckich.

Na terenie powiatu namysłowskiego, w ówczesnych wydarzenia brał udział Wilhelm Wojciech Prokop (z Raciborza) zatrudniony w firmie Oskara Tietzego, który tu zorganizował struktury POW Górnego Śląska. W tym czasie współpracowała z nim rodzina Karczewskich oraz miejscowy proboszcz ks. Jan Karol Pasternak oraz wikary ks. Jan Szymała, a także ks. Antoni Robota z Włoch. Łączność z Opolem utrzymywana była poprzez Augustyna Fulka pseud. „Sterner”. Działalność polegała głównie na kolportażu polskiej prasy w tym „Der Weisse Adler”.  2 lipca 1919 r. Prokop został, niestety, aresztowany przez władze niemieckie i wywieziony do więzienia w Oleśnicy. Po pewnym czasie wyszedł na wolność, dzięki obronie podjętej przez adwokata Antoniego Rostka z Raciborza, ale do Namysłowa już nie mógł wrócić.

Działania propagandowe z wielkim rozmachem prowadziła także strona niemiecka, której przedstawiciele protestowali przeciw planom przyłączenia do Polski ziem obu powiatów. Już w listopadzie 1918 r. zorganizowano na tym terenie „próbny plebiscyt”, w ramach którego niemieccy urzędnicy przychodzili do domów lokalnej ludności i niezorientowanych w sytuacji powstającego państwa polskiego mieszkańców zmuszano do podpisania deklaracji za Niemcami. W relacji z Namysłowa dla opolskich „Nowin” napisano:

 Z groźbą publicznego ogłoszenia wymuszano głosy dla Niemców i nie wahano się nawet, niektórych Polaków pominąć, albo przez krewnych dla nich listę dać wypełnić na korzyść Niemiec. Jest to w ogóle prawidłowy plebiscyt z otwartem podpisem nazwiska i stanu pod dozorem pruskim? Wielu urzędników, kupców i rzemieślników, którzy chętnie do Polski chcą należeć zmuszono w ten sposób do oddania głosu dla Niemiec. Wiadomo przecie, że w innym razie byliby na okropne szykany i nawet na utratę chleba narażeni („Nowiny” 24 VII 1919).

Mimo protestów polskiej prasy, urzędnicy niemieccy wielokrotnie powoływali się na wyniki tego plebiscytu, który stronie niemieckiej miał przynieść ponad 90% poparcia.

23 czerwca 1919 r. Magistrat Namysłowa, zaniepokojony wiadomościami płynącymi z Paryża, wysłał też telegram do prezesa rejencji wrocławskiej z pytaniem o przyszłość miasta. W odpowiedzi nadeszła wiadomość, iż władze wrocławskie nic nie wiedzą na temat przekazania Namysłowa Polsce. Ponieważ odpowiedź nie uspokoiła miejscowych urzędników, 28 czerwca, wysłano podobne zapytanie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Berlinie. W odpowiedzi przyszła wiadomość uspakajająca, miasto miało pozostać w granicach Niemiec, zaznaczono jedynie, iż możliwa jest utrata części terenów powiatu.

 Problemem niekorzystnego podziału ziem obu powiatów, starali się Niemcy zainteresować zagraniczną opinię publiczną. W tym celu zaproszono do Namysłowa, na przełomie sierpnia i września 1919 r.,  dziennikarzy z misji angielskiej i amerykańskiej. Przedstawiciele prasy, w towarzystwie inżyniera Hänla, odbyli podróż po terenie powiatu, a będąc w Rychtalu, spotkali się, z prowadzącym antypolską akcję propagandową, miejscowym proboszczem – ks. Paulem Nieborowskim (1873-1948) pochodzącym z Ornontowic k. Mikołowa.

4 września lokalne władze zorganizowały także wyjazd delegacji złożonej zprzedstawicieli obu powiatów do siedziby misji sojuszniczej w Katowicach. W podróży tej wziął udział namysłowski landrat dr Michaele Sayur, superintendent w Sycowie i Ostrzeszowie Karl Voss (1864-1923), pastor Friebe oraz Konrad Heinrich von Loesch właściciel ziemski z Woskowic Małych. Wymienieni spotkali się z gen. Dupontem, który, jak relacjonowano w polskiej prasie, wysłuchał grzecznie wszystkich protestów niemieckich, a następnie krótko oświadczył, że warunków podpisanego w Wersalu traktatu nie można zmienić.

Śląsk sycowski i namysłowski w granicach Polski, ( „Powstaniec” 1938).

Plebiscyt 20 III 1921 r.

Ostatnim wydarzeniem, które miało zadecydować o części ziem powiatu namysłowskiego był plebiscyt z 20 marca 1921 r., w którym mieszkańcy Górnego Śląska mieli się wypowiedzieć o przynależności państwowej regionu. Na czas głosowania do terytorium plebiscytowego włączono także, należący do powiatu namysłowskiego, tzw. okręg domaszowicki, w skład którego wchodziły gminy: Wielołęka, Dąbrowa, Dziedzice, Nowa Wieś, Wielka Kolonia, Woskowice Górne, Jaśkowice, Domaszowice, Polkowskie, Zofijówka, Dziedzice, Starościn, Włochy oraz obszary dworskie: Dąbrowa, Domaszowice i Starościn. W samych Domaszowicach powołano Polskie Biuro Plebiscytowe, którego pracownicy mieli kierować wszystkimi sprawami związanymi z akcją plebiscytową.

Najsilniejszym ośrodkiem polskości na tym terenie była wieś Włochy, gdzie funkcję proboszcza pełnił ks. Antoni Robota. Z proboszczem współpracował także Jan Nikodem Jaroń. Śląski poeta, który po zakończeniu wojny, pracował najpierw we Wrocławiu, później został redaktorem „Nowin”, a następnie został zatrudniony w Biurze Informacyjnym dla Koalicji w Katowicach. W trakcie przygotowań do plebiscytu Jaroń, został oddelegowany z Bytomiu do pracy w powiecie kluczborskim, gdzie m.in. współredagował przejęty przez Wojciecha Korfantego dziennik w j. niemieckim „Kreuzburger Zeitung”, a w przełomowych dniach nadzorował okręg domaszowicki. Polscy działacze plebiscytowi wspierani byli także przez  POW Górnego Śląska. Od lipca 1920 do kwietnia 1921 r., działaniami tej organizacji w powiecie namysłowskim kierował kpt. Jerzy Szczurek (1892-1941) z Cieszyna, który przebywał w Wołczynie.

Szczególnie trudnym przeciwnikiem dla strony polskiej byli w tym czasie niemieccy nauczyciele zatrudnieni w wiejskich szkołach. Prowadzili oni propagandę antypolską, a także tworzyli bojówki nacjonalistyczne. Szczególną niechęć mieszkańców, wobec pruskich nauczycieli, wywoływał również fakt, iż, korzystając z rozeznania lokalnego środowiska, informowali oni władze zwierzchnie o postawach miejscowej ludności. W „okręgu domaszowickim” ludność polska szczególnie obawiała się nauczycieli: Kramera z Włoch oraz Jana Mischiga i Fridela ze Starościna. Proniemiecką działalność propagandową prowadzili także niektórzy niemieccy duchowni, w tym zwłaszcza ks. Roman Kubis (1877-1964) proboszcz w Michałowicach oraz ks. Alfred Hadelt proboszcz w Woskowicach, który zaprzyjaźniony był z miejscowym właścicielem ziemskim Konradem von Loeschem.

Niemieccy działacze plebiscytowi, posiadający na tym terenie dość znaczną przewagę i olbrzymie wsparcie finansowe, nie poprzestali na propagandzie i anonimowych groźbach, ale także uciekali się do aktów przemocy, w tym również do ataków wymierzonych bezpośrednio w ks. Robotę i jego współpracowników. 7 marca 1920 r. odbyło się we Włochach, pod przewodnictwem proboszcza, zebranie polskiego Towarzystwa Oświaty im. św. Jacka. W trakcie spotkania, uczestnicy zostali napadnięci przez grupę uzbrojonych w kije i laski – mężczyzn z sąsiedniej ewangelickiej wsi Polkowskie. W trakcie napadu uczestnicy spotkania byli lżeni i okładani kijami. W wyniku pobicia dwie osoby znalazły się w stanie ciężkim. Napastnicy nie oszczędzili także kapłana, który został kilka razy uderzony kijem w głowę i zadraśnięty na twarzy. Z trudnej sytuacji wybawił księdza miejscowy sołtys, któremu udało się uspokoić napastników. W wyniku tego zdarzenia, dla ochrony polskich mieszkańców wsi, przysłano oddział 12 żołnierzy francuskich, którzy odtąd stacjonowali w szkole.

Jan Nikodem Jaroń, „Konrad Kędzierzawy” (Opole 1920)

Do kolejnego zamachu na kapłana doszło 15 sierpnia 1920 r. Tego dnia ks. Robota udał się, wraz z dr. Jaroniem i akademikiem Michalikiem, na spacer do Domaszowic. W trakcie przechadzki zostali oni najpierw ostrzelani, a następnie zaatakowani przez grupę wyrostków uzbrojonych w kije. W trakcie bijatyki ks. Robota otrzymał cios kamieniem w głowę, a także został uderzony kijem w plecy i rękę. Napadnięci, jak podkreślano w relacji z tego zdarzenia: tylko energicznej obronie zawdzięczają, że uszli z życiem  (Źródła do dziejów powstań śląskich, t. 2: styczeń- grudzień 1920, oprac. T. Jędruszczak i Z. Kolankowski, Wocław 1970).

20 marca 1921 r. na terytorium plebiscytowym odbyło się głosowanie. Za przynależnością do Polski zagłosowało 479 359 optantów, a  za Niemcami 707 605, strona polska uzyskała ok. 40 % głosów a Niemcy niecałe 60%. Mimo podjętej akcji propagandowej, Polacy w okręgu domaszowickim ponieśli klęskę. We Włochach, gdzie uzyskano najlepszy wynik, za Polską padły 52 głosy, a za Niemcami 510. W sąsiednich gminach wyniki były dużo gorsze, m.in.: w Dąbrowie za Polską 20, a za Niemcami 1178; w Dziedzicach za Polską 10, a za Niemcami 240, a w Domaszowicach za Polską 6, za Niemcami 504.

Przyczyny klęski strony polskiej na tym terenie były złożone. Przede wszystkim działalność oświatowa wśród ludu polskiego była tu znacznie opóźniona w stosunku do ziem sąsiedniej rejencji opolskiej. Do porażki przyczyniły się także podziały religijne. Wsie z polskojęzyczną ludnością ewangelicką głosowały za Niemcami. Przykładem tego była miejscowość Polkowskie. Maksymilian Kośny – lekarz i działacz mniejszości polskiej w III Rzeszy, odwiedzający często te strony napisał:

Zapamiętałem zwłaszcza jednego starszego wiekiem chłopa z miejscowości Polkowska Wieś, zamieszkałej przez polskich protestantów. Otóż opowiadał mi, że Polkowska Wieś wchodziła do obszaru plebiscytowego. Jej mieszkańcy nie znali języka niemieckiego, jednakże w 1921 r. nie oddali ani jednego głosu Polską [faktycznie 2 głosy padły na Polskę]. Trudno wyobrazić sobie tragedię tych ludzi, głosowali przeciwko swej Macierzy. Płaciliśmy tutaj wielką cenę za wyrządzoną im od wielu pokoleń krzywdę, wynikającą z przekonania, że Polak to tylko katolik (M. Kośny, Wspomnienia działacza związku „Silesia Superior”, [w:] Do nich przyszła Polska, wybór i oprac. Alicja Zawisza, Wrocław [2018]),

Innym powodem był duży napływ tzw. emigrantów; zgodnie z przyjętymi warunkami w plebiscycie mogły bowiem wziąć udział osoby tu urodzone, ale nie zamieszkałe. Pomysł ten, niestety, początkowo wsparli również polscy eksperci. Z warunku tego skorzystała jednak przede wszystkim strona niemiecka. W obwodzie domaszowickim udział emigrantów w głosowaniu był też szczególnie wysoki i w wielu gminach przekroczył 50 % wszystkich optantów. W obszarze dworskim Starościn udział emigrantów wyniósł 86 %, w Dąbrowie 53%, w Domaszowicach 55,8%, w Polkowskim 54,5%, w Siemysłowie 53,9%, w Woskowicach Górnych 53,1%, we Włochach 49,3%, w Jaśkowicach 48%, w Zofijówce 43,5%, w Nowej Wsi 43,5%, a w Wielkiej Kolonii 42,3%.

Strona polska skarżyła się ponadto, że w okręgu domaszowickim, w czasie głosowania i bezpośrednio po nim, doszło do licznych nieprawidłowości oraz aktów przemocy. Prasa polska donosiła m.in., że:

 W Wallendorf [Włochy], w Dziedzicach i w Bachowicach [obecnie Wielołęka] (pow. namysłowski), ustawiono bramy tryumfalne, których nikt nie usunął aż do plebiscytu. Podobnie ustawiono taką bramę w Dammer [Dąbrowa] w tymże powiecie, a w nocy na 20-go marca ozdobiono wszystkie domy niemieckimi plakatami. Przed lokalem wyborczym ustawili się emigranci, śpiewając pieśni narodowe i rozdzielając niemieckie kartki wyborcze. Po skończonem głosowaniu zostali polscy członkowie biura wyborczego obici przez emigrantów. W Sterzendorf [Starościn] (pow. namysłowski) rozrzucano 19-go marca publicznie odezwy i naklejano plakaty, w dniu zaś głosowania ustawiono bramę tryumfalną. Wszystkie budynki i słupy telegraficzne zostały ozdobione plakatami niemieckimi. W biurze wyborczem wydawano przez dłuższy czas same kartki niemieckie poczem zmieniono system wydawania kartek w ten sposób, że kartkę niemiecką kładziono na kopercie, polska zaś pod kopertą, poczem dopiero wręczano kopertę i kartki głosującego. Emigrant Kalfa, którego Międzysojusznicze Biuro w Kluczborku wykreśliło z listy, zjawił się w lokalu wyborczym i mimo protestu ze strony polskiej oddał głos. Po skończonem głosowaniu zgromadziły sie bandy haimattrojerów pod kierownictwem nauczyciela Jana Maschiga przed lokalem i pobiły Polaków. W nocy 21-go na 22-go marca rzucono granaty ręczne na dom jednego z tutejszych Polaków („Gazeta Robotnicza” 1 IV 1921).

Liczne nadużycia strony niemieckiej wyszczególnione zostały także w specjalnym raporcie do władz międzysojuszniczych. W dokumencie tym, sporządzonym w j. francuskim, informowano m.in., iż Francois Puchalla – polski członek Komitetu Parytetycznego w Starościnie poinformował, że August Nowak, niemiecki członek Komitetu Parytetowego, rozdawał niemieckie karty do głosowania i prowadził propagandę na rzecz Niemiec. Tenże  Puchalla poinformował ponadto, iż w Starościnie głosował emigrant Kalfa, chociaż władze międzysojusznicze w Kluczborku usunęły go z listy wyborców. W Dąbrowie Jean Jaroń i Aloise Ratka zgłosili, iż grupa 150 emigrantów utrudniała głosowanie i zostało ono przerwane na 20 minut. Ponadto wielu emigrantów stało w lokalu wyborczym i prowadziło nielegalną propagandę mówiącą, że „ważne są tylko niemieckie karty do głosowania”. We Włochach Maximilien Zoglowek i Jean Grabowski byli świadkami, jak: Nauczyciel Kramer zajmował się niemiecką propagandą w lokalu wyborczym; mechanik Jean Fonczek stał na progu sali i rozprowadzał niemieckie biuletyny (Abus plébiscitaires, Mikołów [1920]). Urban Mainka – ze Zbicko (Zbitzko) oraz Pierre Pampuch, zgłosili ponadto, iż w Dąbrowie członkowie lokalu wyborczego udali się do domów wymienionych poniżej Polaków, zabrali ich karty do głosowania i sami włożyli je do urny. Informacja dotyczyła: 1. Marie Czech, 2. Mathieu Kopka, 3. Marie Fusy wszyscy troje ze Zbicko (Zbitzko), 4. Rzepkowa z Osiek (Oschiek), 5. Bambiorz z Dammer (Abus plébiscitaires, Mikołów [1920]). Losy polskich działaczy plebiscytowych były tragiczne. Puchalla po rozpoczęciu III Powstania Śląskiego został internowany i wywieziony do Wrocławia, tam umieszczony w koszarach artyleryjskich w Bürgerwerder – Kępa Mieszczańska. Więzienie to miało charakter przejściowy, a internowani tam więźniowie, trafiali później do obozu w Cottbus – Sielow. Pewne światło na dalsze jego losy rzuca zeznanie nauczyciela Edwarda Jabłonki alias Wójcik i Wojciecha Szykownego alias Sprytny również tam osadzonych.

Wymienieni zeznali: W jednym kącie leżał wyciągnięty urzędnik kościelny Buchalla [właściwe nazwisko Puchalla] ze Sterczendorf, [Sterzendorf-Starościn] (powiat namysłowski) z zawinięta głową. Szmaty, w które był owinięty, przesiąknięte były krwią. Cały ten człowiek nie miał zdrowego kawałka ciała. Na moje zapytanie, co się z nim stało, odpowiedzieli mi współtowarzysze: Buchallę biła Sipo laskami, gumowymi pałkami w bestialski sposób i teraz biedny człowiek kona (Centralne Archiwum Wojskowe, i_130_1_26.pdf, Protokół zeznania nauczyciela Edwarda Jabłonki alias Wójcik i Wojciecha Szykownego alias Sprytny zatrzymani 2/3 maja w Leśnicy [1921]).

Niestety, z zeznania nie wynika co się później stało z działaczem plebiscytowym ze Starościna. Akty przemocy dotknęły także przedstawicieli strony niemieckiej. W Woskowicach Górnych został zastrzelony Gottlieb Gernoth, który, wbrew ówczesnym zarządzeniom, próbował bronić nielegalnie wzniesionych przez miejscowych Niemców łuków triumfalnych.

Po plebiscycie ks. Robota, z powodu złego stanu zdrowia udał się na leczenie w Jastrzębiu Zdroju, gdzie zastał go wybuch III Powstania Śląskiego. Z powodu  groźby utraty życia, nie wrócił już do swej parafii. W 1923 r. osiadł ostatecznie  w Jedłowniku (dziś część Wodzisławia Śląskiego), gdzie zmarł 22 grudnia 1928 r. i tam został pochowany. W czasie III Powstania Śląskiego, został zmuszony do ucieczki z Namysłowa także ks. Pasternak. Tuż po jego wyjeździe, grupa niemieckich uchodźców dokonała napadu na miejscową plebanię, niszcząc drzwi i wybijając szyby w oknach. Namysłowski kapłan osiadł ostatecznie w polskiej części Górnego Śląska w parafii Rybna pod Tarnowskimi Górami. W miejscowości tej ks. Pasternak pracował aż do swej śmierci w 1933 r., i tam też został pochowany na miejscowym cmentarzu.

Wojenne i powojenne losy działaczy niepodległościowych z powiatu sycowskiego i namysłowskiego

Po rozpoczęciu II wojny światowej, tragiczny los spotkał wielu miejscowych weteranów walk o przyłączenie Śląska do Polski z lat 1918-1921, których poszukiwali i prześladowali niemieccy naziści. Ks. Marcin Pancherz został wyrzucony ze swej plebanii w Myjomicach i zmuszony do zamieszkania w domu miejscowego organisty. Śląski duchowny zmarł w 1941 r. W kilka dni po jego zgonie, do właściciela domu, przybyli funkcjonariusze Gestapo z zamiarem aresztowania kapłana.

Drożki 1925 r. wizyta Prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego 2. od prawej, 3. od lewej Seweryn Szulc (źródło: NAC).

Seweryn Szulc, który pełnił różne funkcje w samorządzie powiatu kępińskiego, a nawet w 1925 r. gościł w Drożkach prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, został aresztowany już we wrześniu 1939 r. i najprawdopodobniej zamordowany w obozie koncentracyjnym. Bronisława Przykutowa, aktywnie działająca w czasach II RP na rzecz ludności ewangelickiej w Wielkopolsce, za działalność dla Polski odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi, zginęła w 1944 r. jako cywilna ofiara Powstania Warszawskiego. Ks. kanonik Paweł Polednia, dziekan dekanatu bralińskiego, już we wrześniu 1939 r. został aresztowany przez Niemców i w tymże roku zamęczony w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Z rąk niemieckich zginęli także: Józef Nowak z Buczku Wielkiego, były delegat na Sejm Dzielnicowy w Poznaniu, który został aresztowany w 1939 r. i zamordowany w obozie w Auschwitz, pisarz ludowy Hanys Rybark z Bralina zamordowany w 1939 r. oraz Jerzy Szczurek więzień obozów koncentracyjnych w Dachau i Mathausen-Gusen, zamordowany w ośrodku Harthem w 1941 r.

Niezwykłe były losy Wojciecha Wilhelma Prokopa, uczestnika II i III Powstania Śląskiego. W okresie międzywojennym, jako przewodniczący Związku Powstańców Śląskich, brał czynny udział w życiu społecznym Wodzisławia. Po wybuchu wojny współorganizował lokalne oddziały batalionu obrony narodowej, a także brał udział w walkach z Niemcami. Po rozpoczęciu okupacji został aresztowany i przetrzymywany był najpierw w więzieniach sądowych, a następnie przebywał w obozach koncentracyjnych w Oświęcimiu i Oranienburgu. Po wojnie prześladowany przez UB. Mimo tych przeżyć nie dał się złamać i po odwilży 1956 r. działał społecznie nadal, a także był świadkiem w procesie esesmanów we Frankfurcie. Były organizator POW Górnego Śląska w Namysłowie zmarł w 1969 r.

Po II wojnie światowej duża część rodzimej ludności Śląska opuściła ziemie powiatu sycowskiego i namysłowskiego. Powody wyjazdu były złożone, przede wszystkim w styczniu 1945 r. żołnierze wkraczającej Armii Czerwonej dokonali tu licznych gwałtów i zabójstw, a to niewątpliwie odbiło się na nastrojach ludności. Do tego dochodziła polityka „odniemczania” nowych komunistycznych władz polskich oraz konflikty z napływającą ludnością polską. Nie bez znaczenia było także zjawisko germanizacji młodego pokolenia, które dokonało się zwłaszcza w czasach nazistowskich. Wymowne pod tym względem pozostaje świadectwo naczelnika wydziału kultury Starostwa Powiatowego w Namysłowie – Haliny Łepkowskiej-Giecewicz, która w sprawozdaniu ze wsi Włochy, z czerwca 1946 r., napisała:

We Włochach (Wallendorf) spotkałam się z ciekawą sprawą śląską. Według danych niemieckich [z] 1918 r. 99 % [to] Polacy, obecnie wszyscy „tubylcy”, mówią i rozumieją po polsku, posiadają najczęściej nazwiska polskie, ale podań o obywatelstwo złożyło tylko 6 rodzin. Starsze pokolenie nazywa siebie Ślązakami, młodsze to już Niemcy. Starzy Ślązacy o nazwiskach polskich np. Franciszka Kopka z Adamskich, „budowniczy” (cieśla) Biniok i inni posiadają książeczki do nabożeństwa polskie, np. »Droga do Nieba« wydawnictwo Reinharda Neyer’a w Raciborzu 1914, 1906, »Modlitwy św. Gertrudy« wyd. A. Moesera, Opole 1884, »Książka do Nabożeństwa Bractwa św. Anny na górze Chełm« (Świętej Anny) na Górnym Śląsku, »Dziennik…« wyd. Warszawa, Wimpork (Czechy) 1890 itd., które to książki świadczą o wpływach sąsiednich dzielnic i są dowodem, w jaki sposób przetrwał język polski. Starzy Ślązacy nie składają podań o obywatelstwo, bo jeśli zostaną sami, nie potrafią już zarobić na życie, muszą więc trzymać się młodszego pokolenia zniemczonego, które zostanie wysiedlone. Należałoby pomyśleć o jakim »Domu Śląskim« dla starych Ślązaków i zapewnić im utrzymanie, jeśli zależy [nam] na tym, by starzy Ślązacy zostali na tym terenie, jako dowód polskości tych stron. (Archiwum Państwowe w Opolu, Starostwo Powiatowe w Namysłowie, Sprawozdanie Haliny Łepkowskiej Gicewicz)

Postulat naczelnika Wydziału Kultury Starostwa Powiatowego w Namysłowie, w ówczesnych warunkach społeczno-politycznych, nie spotkał się z zainteresowaniem władz i jedynie nieznaczna część mieszkańców tej miejscowości pozostała w Polsce.

Autor: dr hab. Mariusz Patelski, prof. UO

*Prezentowany tekst, jest skróconą, popularną wersją opracowania naukowego:  M. Patelski, Zapomniany epizod z dziejów walk o Śląsk. Sprawa przyłączenia powiatu namysłowskiego i sycowskiego do Polski 1919-1921,[ w:] Rok 1921 na Kresach Wschodnich i Zachodnich. Historia i pamięć, pod red. Macieja Fica i Joanny Lusek, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu: Bytom 2021, s. 17-52.