Wasylewski: Rząd Księstwa Warszawskiego nie spuszczał z oka Śląska

(…) Jeszcze wspomnieć wypada o roli pogranicza śląskiego w r. 1809, czasu wojny polsko-austriackiej. W twierdzach nadodrzańskich pozostały jeszcze garnizony francusko-polskie, które mogły zaważyć na rozpoczynającej się kampanii Austrii z Francją i jej sprzymierzeńcami. Austriacy usiłowali uzyskać wówczas zbrojną pomoc Prus za cenę ziem polskich c. k. orężem zdobyć się mających albo drogą prowokacji. Oczekiwano, aby chociaż mały oddział polski przeszedł granicę Śląska z bronią w ręku, wówczas gen. Götzen mógłby wkroczyć do Księstwa w obronie zgwałconej neutralności. Rachuby zawiodły, gdy Austriacy wzięli porządnie w skórę. W twierdzy Zygmuntowskiego Głogowa ułani nasi stali załogą jeszcze w r. 1811.

Odegrał więc Śląsk w wojnach napoleońskich nieistotną rolę, cenniejszą wszakże była okoliczność, że znowu i kilkakrotnie przypominała się jego sprawa sumieniu naszej dyplomacji, która w ograniczonej swej możliwości niewiele zdziałać mogła. Wyrazem polskiej racji stanu czasu tego będzie głos znakomitego starosty, Hugona Kołłątaja, który, znając teren – (tu wszakże pisał przed laty swą księgę o Ustawie Majowej) – wołał w r. 1808: „Interes nowej polityki wymaga tego, ażeby oba narody (tj. polski i niemiecki) zostały w całości, jak ich sama natura rozdzieliła. Kraje Germanii jako sąsiedzkie Francji, zostać mogą pod konstytucją federacyjną… kraje polskie, jako przeznaczone służyć za przedmurze całemu zachodniemu Imperium, powinne zostać pod berłem jednego króla… Na szczęście wszystkie po prawym brzegu Odry leżące są słowiańskie: Szlązacy począwszy od źródła Odry aż po granice Brandenburgii mówią po polsku”.

Rząd Księstwa Warszawskiego nie spuszczał z oka Śląska i zamierzał włączyć go w granice przyszłej Polski. Nie brak na to dowodów. 28 stycznia 1807 pisał Napoleon do ks. Hieronima: „Dałem polecenie rządowi (warszawskiemu), aby nie czynił żadnej wyprawy na Śląsk, przez Ciebie zajmowany”. Myślał o zmianie „obu Galicyj” (Starej i Nowej) za obszar Śląska Pruskiego. Wiedeń, będąc chwiejny, nie odpowiadał na propozycję. Z wiosną roku 1807 już Cesarz miał inne plany, dalekie jednak zawsze od tego, by dopuścić do ziemi śląskiej prawowitych jej gospodarzy. Gdy w kwietniu r. 1807 zarządzono nowy pobór rekruta do wojska polskiego, general Męciński doradzał wówczas ks. Józefowi „podciągnięcie do obowiązków powstania kraju po Odrę” – Ks. Józef wiedząc, że na to się nie zgodzi Napoleon, odrzec Musila krótko, rad nie rad: „projekt ten nie jest w swoim miejscu i czasie…”.

Miesiące wielkiego strachu, po szeregu lat spokojnych, przeżyła znów administracja pruska, gdy doszły na Śląsk pierwsze wieści o nocy listopadowej. Doszły nierychło, pocztą pantoflową. Dopiero w 5 dni po wybuchu „oberzollinspektor” w Mysłowicach wysłał pierwszy, odpowiednio przerażony raport do Wrocławia, o tym, że 16 podchorążych i 8 studentów rozpoczęło rewolucję w Warszawie.

Odtąd z dnia na dzień spodziewano się wojsk polskich nad Odrą. Żandarmi i ochotnicy obsadzali zaraz granicę. Popłoch szerzyli Kozacy, składający w popłochu broń w ręce pruskich posterunków granicznych. Gdy Rząd Narodowy zakazał wywozu za granicę Królestwa, na rynkach śląskich dał się odczuć od razu brak żywności. Zrazu na ucho, potem coraz głośniej opowiadano sobie o szwadronach kawalerii polskiej, która idzie od Kalisza. Świadkowie jakoby naoczni widzieli ułanów polskich, rozbrajających „grenzjägrów” pod Olesnem. I opowiadali: „od Częstochowy pod Praszkę ciągnie groźny mściciel, generał Bem na czele swej artylerii…”.

Nareszcie po upadku Warszawy, we wrześniu 1831, zaczął znów Wrocław oddychać swobodniej. Lud śląski jeszcze się był nie przebudził. Dowiodły tego wypadki roku 1846. Na emigracji paryskiej powstał w związku z likwidacją rzeczpospolitej krakowskiej projekt, bardzo interesujący pod względem wojskowym. Spiskowcy, na których czele stali Edward Dembowski, Leon Kapliński, M. A. Fredro, umyślili wywołać na Śląsku powstanie, które by zagrodziło wojskom pruskim drogę do Krakowa. Bo nawet ten mikroskopijny strzępek państwowości krakowskiej miał swoją cenę dla ówczesnej Polski. Jako emisariusz wyjechał w tym celu na Śląsk Poznańczyk Franciszek Antoniewicz. Konferował z górnikami w Gliwicach, Tarnowskich Górach i Bytomiu. Planowano wszcząć rozruch o charakterze religijnym, antysekciarskim i uzupełnić go później hasłami narodowymi. (W planie Ludwika Mierosławskiego punktem zbornym miało być miasto Toszek). Niestety! Misja zaczęła się i skończyła na Śląsku, w twierdzy głogowskiej, w której zamknięto Antoniewicza na całe życie, uwolnił go jednak wkrótce rok 1848.

 

Autor: Stanisław Wasylewski, Na Śląsku Opolskim, Katowice 1937