Księżniczka Elżbieta (1348-1361) – najpiękniejsza z rodu Piastów

Jest kobietą zagadką. Zjawą. Do historii przeszła dzięki wielkiej, romantycznej i tragicznej miłości, która okazała się silniejsza niż śmierć. Jej tajemnicę do dziś pilne strzegą ruiny strzeleckiego zamczyska.

Elżbieta była córką Alberta (ok. 1300 – 1366), księcia Strzelec Opolskich, który w prostej linii był potomkiem Władysława Wygnańca. Albert, jako trzeci z kolei syn księcia opolskiego Bolesława I i księżniczki Agnieszki nie mógł liczyć na zbyt wielką schedę. Musiał się więc zadowolić drobnym kąskiem z podziału ojcowizny w postaci księstwa strzeleckiego, gdzie czekał na niego niezbyt okazały zamek i niewielka liczba poddanych. W wydawanych przez siebie dokumentach tytułował się młodszym księciem opolskim i strzeleckim. Około 1347 r. Albert ożenił się z Agnieszką, córką Burcharda I, burgrabiego Magdeburga. Książę, zdając sobie sprawę ze swej niemocy na arenie politycznej postanowił skupić się na Strzelcach, którym nadał prawa miejskie i otoczył murami. Dokończył też budowę ufundowanego przez ojca klasztoru cystersów w Jemielnicy. Zajął się też wystrojem nowej siedziby, która w krótkim czasie stała się okazałą rezydencją, godną potężnego władcy. Tu też na świat przyszła jego jedynaczka Elżbieta, która po matce odziedziczyła niepospolitą urodę. Niestety, księżniczka nie mogła wnieść do posagu wielkiego majątku, jednak poza urodą zdobiło ją znakomite pochodzenie a okazały zamek jej ojca powodował, że konkurenci do jej ręki przybywali z odległych zakątków kraju. Kandydatów nie brakowało i za męża pięknej Elżbiecie wybrano najlepszego – księcia gniewkowskiego Władysława Białego, ostatniego potomka kujawskiej linii Piastów zwanego później przez historyków „błędnym rycerzem”.

Wybranek Elżbiety był osobą arcyciekawą. Urodził się między 1320 a 1330 roku jako syn Kazimierza III inowrocławskiego i wnuk Siemomysła kujawskiego, a przede wszystkim potomek sławnego Konrada Mazowieckiego – najbliższego krewnego królewskiej linii Piastów i wuja Elżbiety, żony Ludwika Węgierskiego.

Ślub odbył się w listopadzie 1359 r. a los sprawił, że jasnowłosy młodzieniec i piękna księżniczka zakochali się w sobie bez pamięci. Ponieważ oboje wywodzili się z bocznych gałęzi rodu, znajdujących się na peryferiach wielkiej polityki, mieli to szczęście, że mogli sobie pozwolić na związek oparty na głębokim uczuciu a nie podyktowany racją stanu. Po ślubie młodzi zamieszkali w Gniewkowie – stolicy samodzielnego księstwa – i byliby chyba najszczęśliwszą parą XIV- wiecznej Polski, gdyby nie nagła i tajemnicza śmierć Elżbiety w kwietniu 1361 r.

Książę Władysław szalał z rozpaczy. Zniechęcony życiem i rozgoryczony jego okrucieństwem, podjął niezwykłą w tamtych czasach decyzję: zrezygnował z księstwa chociaż był jedynym prawowitym spadkobiercą po mieczu sławnego stryja króla Polski Kazimierza Wielkiego. Bez namysłu, za cenę 1000 florenów oddał w zastaw swoje dobra królowi Kazimierzowi, porzucił wielkopańskie życie i w 1365 r. udał się w podróż do Grobu Chrystusa. Niczym błędny rycerz, tułał się po świecie szukając ukojenia i sensu życia. Udał się do Ziemi Świętej i przez jakiś czas przebywał w szeregach rycerzy Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego zwanych krzyżakami. Zasmakowawszy mnisiego życia przywdział habit, złożył śluby zakonne i zamieszkał w klasztorze cystersów w Citeaux we Francji. Niepokorna natura sprawiła, że wytrzymał w tych drakońskich warunkach tylko pół roku. Pod koniec 1366 r. pod osłoną nocy uciekł z klasztoru i udał się do Dijon (Burgundia), gdzie wstąpił do klasztoru św. Benigna o regule benedyktyńskiej, znacznie lżejszej od cysterskiej. Zwany przez benedyktyńskich mnichów „królem Lancelotem” przebywał tam aż do 1370 r. i gdyby nie bezpotomna śmierć króla Kazimierza Wielkiego prawdopodobnie zostałby w klasztorze aż do śmierci. Więzy krwi upomniały się jednak o swoje prawa i obudziły nieobecny, jak się wydawało, instynkt dynastyczny. Na prośbę i koszt poselstwa wielkopolskiego, które nie chciało pogodzić się z objęciem krakowskiego stolca przez obcego Ludwika Węgierskiego, udał się w 1371 r. do kurii papieskiej w Awinionie z prośbą o dyspensę. Niestety, papież Grzegorz XI nie dał się przekonać i nie zwolnił księcia ze złożonych ślubów, co było przeszkodą w ewentualnej walce o tron Polski. Przewrotny los sprawił, że Władysław przeżył również króla Ludwika Węgierskiego. Raz jeszcze błysnęła przed nim pokusa korony i w 1382 r. po śmierci Ludwika rozpoczął starania o spuściznę piastowską. Otrzymał nawet papieską dyspensę lecz trudna sytuacja w kraju i rozbicie obozu Wielkopolan spowodowały, że nie wykorzystał swojej wielkiej szansy. Być może porywczemu i gwałtownemu księciu zabrakło też wytrwałości… Okrutny los sprawił, że „król – mnich” przeżył ukochaną żonę Elżbietę o dwadzieścia siedem lat. Zmarł 20 lutego 1388 r. w Strasburgu i zgodnie z ostatnią wolą spoczął w kościele św. Benigna w Dijon. Jakiś czas później ufundowano mu piękną płytę nagrobną z wyrytą na niej naturalnej wielkości postacią przedstawiającą stojącego na dwóch lwach zakonnika, ozdobionego trzymaną przez anioła koroną. Czy wiedział coś więcej o tajemniczej śmierci swojej pięknej żony?

Elżbieta prawdopodobnie została skrytobójczo zamordowana, a jak głosi tradycja, osoba taka powraca do świata żywych jako duch szukający sprawiedliwości. Wróciła i Elżbieta (w legendach nazywana Agnieszką), która na miejsce swoich pośmiertnych wędrówek wybrała zamek ojca w Strzelcach. I choć mijał czas, a jej rodzinny dom wciąż zmieniał właścicieli, ona nie pozwoliła zapomnieć o swoim nieszczęściu. Podobno widywano ją przez wieki wędrującą po komnatach i dziedzińcu…

Po śmierci ojca Elżbiety, Alberta po 1366 r., samodzielną władzę w księstwie przejęła jego żona Agnieszka, traktując Strzelce jako należną oprawę wdowią. Po krótkim panowaniu księżna zmarła w 1377 r. i została pochowana obok męża w klasztorze cysterskim w Jemielnicy. Strzelce drogą dziedziczenia przeszły na książęcego bratanka, Bolesława III księcia opolskiego i jego żonę Annę. Kolejnymi właścicielami zamku byli książęta opolscy: Bolesław IV, Bernard książę niemodliński († 1455), Bolesław V (†1460) i Jan Dobry – ostatni książę opolski. Po jego śmierci 27 marca 1532 r. księstwo opolskie, a wraz z nim i Strzelce, przeszły pod panowanie królów czeskich, którzy w drugiej połowie XVI w. stworzyli tzw. „państwo” – duży kompleks majątków, które następnie sprzedali prywatnym właścicielom. I tak oto, w XVI wieku zamek przeszedł w ręce króla czeskiego Ferdynanda Habsburga, który oddał go w zastaw margrabiemu Jerzemu Hohenzollernowi. W latach 1551 – 1595 zamek wraz z księstwem był własnością królowej Węgier Izabelli Jagiellonki, wdowy po Janie Zaplyi. W 1562 r Jerzy von Reden, radca cesarski, za pieniądze pożyczone cesarzowi Ferdynandowi I otrzymał dzierżawę Strzelec. Z opisu właściciela wiemy, że przejął on zamek znajdujący się w całkowitej ruinie. Żadne z pomieszczeń nie nadawało się do zamieszkania toteż w latach 1562 – 1596 hrabia, nie szczędząc pieniędzy, przeprowadził kosztowną odbudowę zamku, w czasie której od fundamentów wzniesiono prawe skrzydło budynku (na co zużyto ponad 40 tys. cegieł), a pozostałe części odrestaurowano. Syn hrabiego, również Jerzy, w 1615 r. za cenę 80 tys. talarów wykupił Strzelce na własność. W rękach rodziny von Reden zamek znajdował się do 1638 r., później przeszedł w ręce członka rady cesarskiej Fryderyka III oraz przyjaciela królów polskich, Kacpra hrabiego von Colonna (1594 – 1666). Pod rządami majętnych Collonów zamek piękniał budząc zazdrość i zachwyt okolicznych dworów.

Wszystkim tym zmianom przyglądała się zjawa Elżbiety, która mimo upływu czasu, wciąż nie pozwoliła zapomnieć o swoim nieszczęściu. Aby ukoić zabłąkaną duszę księżniczki pobożna żona hrabiego Andrzeja Renarda – Eufemia von Rudno Rudzińska, kazała wystawić pomnik pięknej Piastówny. Ponieważ nikt nie wiedział, jak wyglądała żyjąca dawno temu Elżbieta, nadano jej postać rzymskiej bogini Ceres (grecka Demeter). Kult tej bogini obiecywał bowiem nie tylko urodzaj w życiu doczesnym ale również nieśmiertelność i szczęśliwe życie po śmierci.

Dziś nie ma śladu po pomniku księżniczki Elżbiety, który rozebrano w latach 60. XX w. Nie ma też mauzoleum rodowego Renardów…Spoglądając na żałosne pozostałości zamczyska, trudno uwierzyć, że tętniło tu kiedyś życie, wyprawiane w komnatach bale był znane w całej Europie, a o urządzanych z rozmachem wyścigach konnych i polowaniach szeptano na wszystkich liczących się dworach. Kto wie, może kiedyś stary piastowski zamek znów będzie żył swoim nowym, innym już życiem z duchem pięknej Elżbiety w tle…

Fotografie współczesne Sławomir Mielnik